Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

nie opuszczający ani na chwilę wskazanego przez władzę stanowiska.
Jadzia, pochyliwszy się, ucałowała rozpalone czoło dziewczynki i wyrzekła łagodnie:
— Idź, Wańdziu, baw się z gośćmi.
— Baw się z gośćmi!... — powtórzył Siennicki.
Lecz ona rozpaczliwie, z uporem niezwykłym, oparła się silnie na chwiejących nóżkach i rzuciła im przez zaciśnięte zęby:
Mama kazała...
I trudno jej było wytłumaczyć, iż teraz Jadzia mogła bezpiecznie pozostać z panem Siennickim, nie tylko we framudze okna, lecz na końcu świata.
Musiano ją siłą odczepić od ręki siostry. Spłakaną, wytrzeźwioną, odprowadzono na piąterko. I tam dla pociechy położono ją do łóżka „starszej“, które od tej pory ona zajmować miała.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gdy na dole tańczono przy dźwiękach ukrytej poza oknem orkiestry, tymczasem Wańdzia leży okryta niebieską kaszmirową kołderką, leży i wzdycha. Wie, że „starsza“ ma koło północy odjechać razem z mężem, odjechać daleko, bułankami, powozikiem, wybitym szafirowem suknem, naprzód na stację kolei, a potem koleją fur!... daleko do Włoch, do Paryża...