Strona:Gabriela Zapolska - W Dąbrowie Górniczej.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

ja się zaczaiłem proszę pana naczelnika i złapałem panicza znów w chałupie... Dziewczynę sprałem, a temu panu kazałem iść właśnie gdzie pieprz rośnie.

KAPITAN.

Tak... wot... a nie namawiał on was do buntu? do strejku? co? bo to... ci panowie to was głównie w strejk popchali. Jeśli tak to możno wsio powiedzieć...

GÓRNIK.

Ja wsio powiedział, panie naczelniku. Czystą prawdę... choć mnie serce boli. Ten pan by ta do buntu namawiał? jemu romanse w głowie... Jak mnie zobaczył, aż zbladł... o! niech pan naczelnik patrzy jaki on blady... ha! ha! ha! bo to wszyćko to tchórzem podszyte... te... inteligenty...

(Śmieje się przeciągle, ironicznie i siadając na ławce mówi patrząc na Sztygara).

I potem chcą, żeby do nich wiarę mieć!

SZTYGAR (drgnął pod wrażeniem słów Górnika, chwilę patrzy na niego i mówi dobitnie).

Nie śmiej się tak Piotrze!

GÓRNIK.

I potem chcą, żeby do nich wiarę mieć!...