— Siódma, proszę pani...
— Nie było nikogo...
— Nie, proszę pani...
— Dobrze, możesz iść.
Ziewnęła i rozkosznym ruchem przeciągnęła się na otomanie.
— Co to jest, że nie przychodzi — szepnęła do siebie powoli. Może go coś zaskoczyło?
Oczekiwała lekarza.
Niedawno dopiero podniosła się z długiej, ciężkiej choroby — przedtem nie chorowała nigdy. Mając lat siedmnaśeie wyszła za mąż za człowieka, którego nie kochała wprawdzie, ale była doń szczerze przywiązana za nadzwyczajny przepych, jakim ją otoczył. Żyli ze sobą przez lat pięć w zupełnem zadowoleniu. On ją ubóstwiał, nosił niemal na rękach i nigdy nie nazywał inaczej jak:
— Ptaszku mój złoty!
Była też rzeczywiście drobniutka, wesoła i szczebiotliwa jak ptaszę; w życiu swem nie zaznała, co to strapienie lub zły humor; nikt nigdy nie dojrzał skrzywienia na jej uśmiechniętej twarzyczce. Była jedną z tych rzadkich natur kobiecych, co to do końca życia pozostają dziećmi. W przeciągu lat pięciu pożycia z mężem, straciła rodziców, którzy umarli spokojni, widząc ukochaną jedynaczkę, otoczoną wszystkiem, co miłość i bogactwo dać może.
Ale wkrótce po nich umarł i mąż.
Cios ten odczuła boleśnie. Płakała po nim dniami i nocami, zdawało się jej ciągle, że słyszy ostatni szept jego, drżący niewyraźnie:
— Bądź zdrów, ptaszku mój złoty!
Potem przyszła choroba. Chorowała długo i ciężko, nakoniec jednak dzięki nadzwyczajnemu poświęceniu się lekarza, przyszła do siebie i podniosła z łoża.
Rekonwalescencya trwała nierównie dłużej. Delikatny organizm, zniszczony chorobą, z trudnością odżywał na nowo. Pogarszałaje zcze wszystko jesień. Lekarz przychodził codziennie. Cieszyła się
Strona:Gabriela Zapolska - Złoty ptaszek.djvu/3
Ta strona została skorygowana.