Strona:Gabriela Zapolska - Zapomniał drogi.djvu/1

Ta strona została skorygowana.
Zapomniał drogi....
Szkic przez Gabryelę Zapolską.


DDziwił się Iwanicki w swym gabinecie, dlaczego dziś tak mało pacyentów przybyło.
Dzień jesienny, trochę chłodny — ale pogodny. Słońce nawet świeci. Widział rano — gdy jechał do kliniki, że dużo, dużo ludzi po ulicach się snuje Jakieś białe, słoneczne plamy kładły się po chodnikach, białe plamy, jasne i prawie wesołe. Nagle przyszła ta pogoda — poprzedzona seryą dni szarych — zasnutych mgłą wilgotną. I rankiem zabłysło białe — niegrzejące słońce. Ludzie wylegli ze swych nor. Nawet otwarli gdzieniegdzie okna. Tu i tam słychać było dziewicze gammy, a na jednym z balkonów rozkładała się wspaniała błękitna kołdra.
Tramwaje dzwoniły — automobil, w którym niedbale rozrzucono możliwą ilość futer, przemknął, dysząc, wyjąc, dudniąc tuż koło tramwaju, w którym jechał Iwanicki. Wszyscy pasażerowie spojrzeli przez szyby, a potem, niewiadomo dlaczego, wzruszyli ramionami i uśmiechnęli się ironicznie. Iwanicki tego nie uczynił, gdyż zawsze starał się zachować pewną godność.
Godność ta nie pozwalała mu się dziwić, ani ironizować otwarcie. Gdy jednak był sam, dziwił się. I oto dlaczego w jasno — elektrycznie oświetlonym gabinecie siedział przy biurku, z brwiami wysoko podniesionemi i wpatrzony w drzwi, prowadzące do poczekalni.