Strona:Gabriela Zapolska - Zapomniał drogi.djvu/5

Ta strona została skorygowana.

i świeżej — prawie młodej cerze. Tyle mu »zaniku« życia przez ręce leci, że aż dysze ku temu, co siłą żywotną bije. I już tak było w nim zawsze. Odwracał się od tych, którzy byli słabi. Niósł im pomoc, bo taki był jego fach. Lecz wolał... Świat do mocnych należy! Z chwilą, gdy tężał trup — to już był bezużytek. Trup!... nic więcej. — Co najwyżej — nóż, okaz, wypadek. Wszystko. Nie zbudził mu się pod nożem nikt. Może... gdyby... Ale stanowczo nikt. A więc nicość. Po cóż się zastanawiać. Nawet lepiej tak. I surdut pięknie, fałdziście rozwiany. Krawat świeży i świeża cera. Trochę muzyki, światła i roześmiana twarzyczka...
Życie! życie we wszystkich przejawach — tylko życie.
Nic z białych nieuchwytnych widm.
Nic z widm łkających oddalonym dźwiękiem skrzypiec.
Skrzypiec płynących na falach wichrów jesiennych.
Wichrów jesiennych, które strącają liście z drżących akacyi.
Akacyi drżących, które na cichych mogiłach rosną.
Na cichych mogiłach, pod któremi leżą...
— Co! kto?
— Nic, nic...
Nicość...
Ach jaka!!! jaka!!!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Proszę Pana doktora, list?
— Daj! Nikogo niema w poczekalni?
— Nikogo!
— Dobrze, idź!
Iwanicki list otwiera. Krótkie słowa przeproszenia. Pacyentka dziś nie będzie w domu. Neurasteniczka, musi wyjść koniecznie. Czuję się trochę lepiej. Przytem — mus. Jutro będzie czekać.
— Głupia! myśli Iwanicki — gdzie leci? czego się włóczy wieczorem? Wczoraj umierała, musiałem jeździć dwa razy — dziś gdzieś leci...
Trochę mu to psuje plany. Już przywykł iść codziennie o zmroku i tam zanurzane cieniuchną igłę w tubce aosykotylu, słuchać płaczący, kobiecy głos.