za osobę majętną, a córkę swą wychowała za granicą, dbając o strój od Wortha i błogosławieństwo papieża.
Hrabina była skończoną blagierką, — ja zaś, choć jeszcze dość młody, miałem wyborny zmysł obserwacyjny i wiedziałem, co mam myśleć o tych opowieściach z „Tysiąca i jednej nocy“.
Zresztą całe zachowanie Władzi było dla mnie najlepszą pod tym względem wskazówką. W miarę opowiadania matki Władzia rumieniła się i bladła na przemiany. Kilkakrotnie zaciskała kurczowo usta i przygryzała wargi aż do krwi.
Widocznem było, że ta cała komedja wiele ją kosztuje i radaby jej jak najprędzej koniec położyć.
Nie brała udziału w rozmowie, odpowiadała mi monosylabami i unikała mego wzroku.
Widocznie szlachetniejsze w niej instynkta pragnęły protestować fałszywym blaskom, w jakie stroiła ją matka — ale konwenanse i szacunek dla matki nakazywały jej milczenie.
Ja umyślnie przedłużałem rozmowę. Słuchając bezczelnych kłamstw matki, studjowałem córkę i stawiałem dla tej ostatniej bardzo pomyślne mniemanie.
Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/32
Ta strona została skorygowana.