Przesuwając się koło Leona, zmuszeni byliśmy zatrzymać się chwilkę. Księżniczki Hohenschuhe, prowadzone przez dwóch pur sang arystokratów galicyjskich, usiłowały niemieckie swe istoty pokrzepić u stołu, zastawionego istotnie ze staropolską gościnnością.
Usunęliśmy się z drogi tym dwóm świetlanym meteorom i w ten sposób stanęliśmy tuż obok Leona, prowadzącego do stołu hrabiankę Elzię.
— Heureux mortel! — wyrzekł półgłosem Leon, dotykając się mego ramienia.
Elzia zachichotała rozkosznie, tak, jak chichotać umieją panienki pomiędzy szesnastą a dziewiętnastą wiosną życia. Chichot taki działa na mnie denerwująco: tyle w nim pustego dźwięku, a tak mało myśli!...
Panna Władysława musiała być tego samego zdania, bo drgnęła nerwowo i z niechęcią odwróciła głowę w przeciwną stronę. Nie widziałem tej twarzy — ale musiała posłyszeć słowa Leona i zrozumieć rozkoszny śmiech hrabianki.
Nareszcie księżniczki przelawirowały i, przekroczywszy podwoje jadalnej sali, umożebniły tem samem wydostanie się reszty osób z salonów.
Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/39
Ta strona została skorygowana.