Ta strona została skorygowana.
Usiadł na zniszczonej kanapie, pokrytej perkalowym pokrowcem i pogrążył się w myślach. I ciągle przed oczami stawała mu jedna i ta sama postać jasnowłosa w lekkim żakieciku, trochę wytartym na łokciach, z aksamitnym, brązowym kołnierzem.
Włosy te jaśniały, złociły się, kręciły pod rondem zniszczonego kapelusika, a twarzyczka w otoczeniu tych włosów nabierała łagodnego, coraz więcej kobiecego wdzięku. I był to dla pana Winklewskiego ów ideał, który nabrał wreszcie form, stał się żyjącą istotą, której mógł dosięgnąć, przemówić, nazwać po imieniu «Zofją».