Wybrzeże dalej tak się przypłaszcza, że wydaje się, jakoby fale zalać mogły kraj cały aż do stóp wzgórz.
I coś we mnie chciałoby być, jako to rodzinne moje wybrzeże. Wszystko dokoła mnie staje się ustępliwą łagodnością i spływa mi do duszy.
Czy przypominasz sobie? Czy przypominasz ten wiersz, co śmiech ci i płacz wywoływał?
„Jak woda napływa w dłoń zagłębioną.” Czy nie jestem dla ciebie zawsze wodą, która napływa do próżnej dłoni twojej.
Zawsze zaczerpniesz mojej nieskalanej niewinności.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Oto dom. Tu próg. Tu schody.
Stoisz w górze, podpierana przez moje siostry, Mury drżą, jak moje członki. Kolana chwieją się. Serce rozpiera się, mało nie pęka na widok twojego szczęścia.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Dlaczegóż unieść chciałem raz jeszcze serce zranione w dal? Dlaczego uwieść się dałem tęsknocie za „lotem szalonym”? Dlaczego raz jeszcze ognisko niezamąconej wierności wymienić chciałem na namiot wszelakim burzom poddany? Dlaczego miłość moja do gry losu zwycięstwo odniosła nad miłością synowską? „Ani nawet słodycz synowska.....” Wzięła była z boską lekkością moją głowę tak ciężką na kolaną i uczyniła mnie była znowu chłopakiem drzymiącym. Milczałem i ona milczała; a dokoła nas hałasowały wszystkie sprawy rodziny. Tak mi było błogo, a zarazem takie to było bolesne. A nic w świecie nigdy jeszcze nie sprawiało mi tyle dobrego i tyle złego. I zgięty tak oglądałem na skraju balkonu wydrężenie w kamieniu zużytym, pamiętne mi jeszcze z lat dzie-