Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

piękniejsze. Widziałem jeden kwiat z pełnym rozwiniętym kielichem, o fiolecie tak ciemnym, że się czarnym wydaje. A pszczoły brzęczą. Prześladowały mnie... Dlaczego ciemne hyacynty mają zapach silniejszy?”
Lada co miesza mnie i rozrusza. W niektórych godzinach wydaje mi się, że wszelkie związki i wszelkie ustosunkowania w duchu moim ustały bez pozostawienia jakiegoś cienia choćby po sobie. Staje się materyą, którą żadne prawo stałe nie rządzi, która nagłym podlega przemianom, to udręczającym, to unoszącym ciało że tak rzekę, „transfigurowane.” W kole mego widzenia czuję krążące siły różnorodne a niezgodne z sobą. Powiew wiosny nadlatujący i odpływający przenika mnie, jak nienaturalnie przyspieszony przypływ i odpływ morza, pełen strachu i skarbów.
Kobieta zbliża się. Wonieje kroplami ogrodu.
Pytam jej, czy ma między palcami wilgoć kleistą hyacyntów.
„O nie!” odpowiada głosem szybkim a żywym, jak zarumienienie się.
I lekko zdejmuje mi bandaż i zmienia kompres, który wysechł nad pęcherzem z wodą słoną.
Potem oddala się. Zamyka drzwi wschodowe. Słyszę ją schodzącą po schodach.
Nieokreślona jakaś trwoga nachodzi mnie.... zmienia się powoli i przypływa do oka, które puls silny mego karku potrącać się zdaje.
Gdzie są połamane i zebrane hjacynty?
Pokój napełnia się upającą wonią. Trwoga wybucha jak szał.
Z gałki ocznej nagłem ukłuciem przebija się fioletowy hyacynt.