Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

Z tobą zniszczymy Polę. Nic nie oszczędzimy — tylko koloseum, rzymskie starożytności i ślady Włoch.
Z tobą zapanujemy nad wybrzeżem Dalmacyi. Zagrozimy miastom: Cattaro i Durazzo.
Taką mam tęsknotę szaloną, zobaczenia cię znowu, rozmówienia się z tobą.
Czy nie słyszysz, że cię wołam?
Jeśli nie spisz, dlaczego nie wracasz do mnie?
Serce znowu uderza mi aż w gardle. Jak straszliwy motor mam w piersi.
I nie wiem, czy umieram z oczekiwania, czy ze smutku, czy z pragnienia.
Czy ty to wiesz? Moi kaci nie dają mi pić.
Surowi są względem mnie, jak ty nim byłeś wobec Luigiego Bologna, kiedy spadliście z aparatem w morze i pozostaliście w morzu nieprzyjacielskiem — i kiedy po długich godzinach pokus, nie mogąc znieść dłużej męk pragnienia, ugaśić je chciał wodą twojego radiatora — a ty pistolet przyłożyłeś mu do skroni mówiąc: „Ubiję cię, jeśli mi jednej tkniesz kropli“.
Jak podobał mi się u ciebie ten czyn heroiczny wobec bohaterskiego towarzysza broni ku zbawieniu broni i dwóch bojowników! U ciebie, który masz uśmiech tak nieśmiały, u ciebie, który swoją jasną głowę oficera marynarki bez zarostu nosisz, nieco pochyloną ku lewemu ramieniowi.
Ale dziś w nocy daj mi łyk wody z twojego radiatora.
Nie śpię. Spać nie mogę. W nocy mniej jeszcze, niż za dnia.
Teraz, kiedy lewe moje oko widzieć może trochę światła, nachodzi mnie trwożny niepokój, ilekroć na szybach wpół przymkniętego okna zmierzch szarzeje.
Jest to godzina, kiedy cień kładzie się na całe