Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/194

Ta strona została skorygowana.

Moja wiązanka kwiatów leży u jego zwartych nóg.
Plusku o pomost, który słyszeliśmy, czuwając przy naszym biednym towarzysza broni, on już nie słyszy.

Budzę się od nagłego bicia serca i czuję deskę twardą zapierającą mój łokieć prawy.
Kto tu przyniósł trumnę mojego towarzysza broni? Poruszam łokieć lewy i na taką samą trafiam przeszkodę a może to być tylko trumna drugiego mojego towarzysza, który zawsze jest po stronie mego serca.
Między jedną a drugą leżę odkryty. A kiedy bicie serca się ucisza, słyszę pianie koguta. Dreszcz zaciska mi piersi.
Słucham. Nie jest to śpiew w modulacyi czterech tonów. Jest to skarga o jednym to długim, to krótkim tonie. Ucho z wielkiem natężeniem tylko rozpoznać ją może.
Kogut nad wodą smutniejszy jest niż kogut stepowy, którego pianie: Desiderio Moriar[1], słyszałem na piaskach dalekiego zachodu.
Słyszę głuche uderzenie, ale nie jest to już bicie mego serca.
To ciało, które uderza o stopnie brzegu, prawie na poziomie kamieni brukowych ulicy.
Morze w przypływie.
Wczoraj człowiek, który odnosił do szpitalu w Sant Anna wieniec żałobny, widział powracającą z arsenału łódź podwodną, która zwłok nie odnalazła.
A oto ciało Roberta Prunasa przychodzi i bije o brzeg.

Zdrętwiałem.

  1. Pragnienie śmierci.