dalszej jazdy mierze, próbował, posuwając się po morzu, wrócić do wybrzeża.
Morze było ledwie zmarszczone — widnokrąg cały pusty.
Nagle w smudze wodnej ciągnącej się za spodem, wyskoczyło coś czarnego, błyszczącego, a w pobliżu skrzydeł statku zajaśniało jakby błyskawica. Wygięty grzbiet jakiś zagrodził drogę areoplanowi! Taniec w morzu rozkołysał się dokoła prześlizgującego się aparatu.
Był to orszak delfinów. Ruchami swemi skocznemi i posuwistemi szły nie tylko za smugą spodnią, ale tu i ówdzie trącały o ster i skrzydła i groziły lekkiemu statkowi rozbiciem.
Młodzieniec pochyla głowę ku mnie, aby widzieć mój uśmiech, świeży swój śmiech zbliża do mojego uśmiechu, rozdartego twardym kruszcem moich ust.
Nowy rodzi się mit. Delfiny, przyjaciele ludzi, już nie dokoła okrętu Ariona tańczą, ani dokoła zwłok Ikara, unoszonego kościami ptaków oskubanych. Ikar wodę muska płaskim lotem, podobnym do lotu mewy, ścigającej łup w wodzie płynącej.
„Aby się obronić, musieliśmy chwycić za karabin maszynowy“ — dodaje lotnik, śmiejąc się. „Wtem pękła śruba. Zimna woda trysnęła mi w twarz. Delfin skacząc dostał się między skrzydła koła. Nie mogliśmy dalej jechać. Ale widać już było wybrzeże. Inny delfin w skoku swym połamał nam koniec lewego skrzydła. Łódź torpedowa przyszła nam z pomocą. Wlokła nas z sobą przez kanał Malamocco[1].
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
- ↑ Całe wybrzeże na południu od Wenecyi i Lida nazywa się Litorale di Malomocco. Sam port Malomocco, o którym tu mowa, znajduje się w połowie drogi z Wenecyi do Chioggii.