I jakże sen dziś z takiej oddali wrócić mi mógł ten rumieniec i zmienić go w czyste rozradowanie krwi.
I dlaczego zbudziłem się?
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Proszę jednego z grajków, aby mi pozwolił oglądnąć jego wiolonczelę. Przynosi mi ją z przezornością, skromnie uśmiechając się.
Ten Alberghini ze sprytem nieutrudzonym wyławia po górach i dolinach instrumenta. Kiedy dowie się o jakichś skrzypcach, czy o jakiejś wioli, która się gdzieś ukrywa — jak inni dowiadują się o dziku, lub zającu — wybiera się w drogę i szukać nie przestanie, zanim instrumentu nie odnajdzie.
Ta jego wiolonczela jest prawdziwy „Andrea Guarneri“[1]. Miał szczęście odkryć ją w Egipcie, w Kairze. Uśmiecham się na myśl, że mam w ręku coś, co jest pełnej krwi, jak El-Nar, i że nawet w zabarwieniu podobne jest do mego kasztana.
Pokost jest nietknięty i dostatni, o pięknym czerwono-brunatnym kolorze, który przeświecać daje złotu gruntowania. Silniej występuje złoto w stronie tylnej pasami i plamami — tu i ówdzie i na listwach bocznych, pachnących ambrą. Szyja w dolnej szęści poblakła, wygładzona od przebiegającej po niej ręki. Ale w samym środku grzbietu widać cud wdzięku: oto ptak rajski odzwierciedlił się tu krótkotrwałym skarbem swego gardła, a obraz pozostał, ujęty werniksem długowiecznym.
Muzyk opowiada mi, że w Kairze zamienił się na ten instrument z jednym kolegą o zbyt krótkiej do objęcia go ręce, dając mu zań małego Cagliana.
- ↑ Sławna rodzina skrzypkarzy w Cremonie w XVII wieku.