Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Trzej oficerowie francuscy zasiedli do naszego stołu.
Kwiaty, potrawy specyalne, coś wyszukanego — wszystko na cześć moją.
Siedzę u boku mego towarzysza. Toczy się rozmowa o misteryach życia, o świecie nadzmysłowym a potem o szczęściu, o talizmanach, fetyszach, czarach. Beppino[1] przysłuchuje się, a czasem rzuci jakieś słowo trafne, nowe, głębokie.
Powstaliśmy, aby napić się kawy. On pokazuje mi kilka zabawnych rycin, które zdobić mają korytarz. Mówi się o tem, jakie książki umieścić wypadałoby na półce, „w czworoboku“ — mówi się o Sant Andrea, o nowych budowach, o wiośnie najbliższej.
Jest tu z nami Manfredi Gravina, Gigi[2] Bresciani, Aberto Blanc.
Mówi się o przyrządzie, który Gigi Bresciani wynalazł.
Zapobieże się hawaryom.
Bresciani to młodzieniec z Werony; blondyn, mizerny, blady, z bródką, cienkiemi wargami, oczami jasnemi, z wyglądem małego oficera angielskiego z czasów Horacego Nelsona.
Beppino bawi się, dogadując Albertowi Blank, który skonstruował nowego rodzaju bomby wybuchowe i przyrządy do mierzenia odległości. Ktoś z nas opisuje gniew Miraglii, kiedy mu zgłoszono przybycie komisyi japońskiej. Mówi się o „duszy“ japońskiej potem o psychice Chińczyków. Manfredi z zacięciem przedstawia szlachcica chińskiego, jak trudno wejść w jego tajniki, jak nieprzenikliwą jest jego grzeczność.

Druga godzina. Czas wyruszyć. Łódź motorowa czeka.

  1. Beppino zdrobn. Giuseppe.
  2. Gigi lub. Gino zdrobniałe zamiast Luigi.
22