cassini znikł... nie można go odnaleść! Może pogrążyły go fale.
Wchodzę znowu do góry, żegnam się z Cineriną bardzo zaniepokojoną. Schodzę.
Ja, Genua i Renata biegniemy przez pomosty, szukając jakiejś gondoli, jakiejś łodzi.
Miraglię przeniesione do szpitalu marynarzy. Bezustannie zagaduję Genuę, aby się całej prawdy dowiedzieć.
Kolana chwieją się podemną. Język mi się plącze. Zostawiam Renatę na placu San Maurizio. Idę dalej przez Via XXII Marzo. Mijam dom Beppina u wylotu uliczki Corte Michiel. Ludzie oglądają się na mnie. Nie mogę zapanować nad strasznem mojem wzburzeniem. Spotykamy marynarze, który pospiesznie pomyka ku nam. Genua zatrzymuje go. Nie słyszę co mówi do niego. Zbliżam się. Majtka tego wysłano do mego domu. Rozumiem wreszcie tylko, że ciało przeniesiono do szpitalu Sant Anna.
Ciało! On martwy jest. Genua podtrzymuje mnie.
Puszczam się pędem, szukać jakiegoś sposobu, aby dojść do celu i umknąć ciekawości przechodniów. Majtek dogania nas i ofiaruje nam łódź motorową, która czeka przed Santa Maria del Giglio. Idziemy.
Zatoka San Marco błękitnieje — niebo jasne nad światem całym — odrętwienie, rozpacz — zasłona gęsta z łez — cisza. Stuk motoru. Oto ogrody. Skręcamy do kanału. Po prawej stronie brzeg z obnażonemi drzewami, coś dalekiego i żałobnego.
Przed nami, nisko pod niebem, w pobliżu swego schronienia kształt ociężały i nieprzyzwoity balonu na uwięzi, koloru srebra.
Było około trzeciej po południu.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |