Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

Na wielki krzyż ofiarny składały się czworakie drzewa: cedr, cyprys, palma i drzewo oliwne. Czy w naszym zachodzie nie moglibyśmy zastąpić palmy i cedru osiną i topolą bohaterskiej łodzi powietrznej?

Pole lotnicze w Gonárs ponure jest, jakby wyrównana droga krzyżowa. Aeroplan „Aquila romana“ leży tu na uboczu daleko od szeregu lekkich statków powietrznych, na dwa łokcie od małego kanału, którego cudem uniknął przy swoim zlocie.
Dwa jego skrzydła skrzyżowane między przodem a sterem układają się na krwawy krzyż.
Leży na równinie a góruje w niej. Wydaje się zwartą budową z drzewa, płócien i kruszcu a jest tworem duchowym. Wydaje się bezduszny a wypełnia go całego dusza, jak żaglowiec wypełnia wiatr pomyślny. Wydaje się niemy, ale milczenie między jednem a drugiem sklepieniem, między motorem a motorem, między wrzecionem a wrzecionem, w pośrodku drutów stalowych, w spodzie pełnym wiązadeł i wzdłuż pokładu polerowanego, milczenie to do przysłuchującego mu się przemawia, niezapomnianym wyrazem. To testament krwi.
Nie ma tu części, na którąby nie bryzła. Krew już zastygła a jednak ścieka mi na głowę, kiedy się schylam do kół statku, nie śmiąc uklęknąć wobec nieznanych mi widzów. Krople tysiącami ogrzewają się, odżywają, czerwienią napowrót, jak brunatna relikwia nagle świecić zaczyna, kiedy rozcieńczą ją w ampułce.

Wstępuję do góry po przez żebra przodu, trzymając się nagiemi rękami. Kroczę jakby po własnych swoich dreszczach, a krople krwi odciskają się na, moich dłoniach.

66