Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

ten jej strzęp, który ciemnem był okryciem Rzymu, bezgwiezdną jego szatą.
Ale kiedy wszedłem na mały plac, leżący przed Priorato di Malta, nagle gwiazda milcząca zaiskrzyła się przedemną, błysnęła pod wzniesione powieki.
Serce zabiło mi z zachwytu. Wzdłuż murów duszna była atmosfera, rozdzierana chwilami pobłyskiem światła tajemniczego.
Biło mi serce, jak w latach chłopięcych, kiedy widok dziewicy poraz pierwszy odsłonił mi jeden z czarów utajonych ziemi.
W bramie zamykającej ogród Cavalieri w drzwiach okratkowanych, na których tyle ócz zawisło, aby podziwiać lotną, między palmami unoszącą się kopułę, zaświeciło mi spojrzenie jakieś z pod rzęs jakichś ukochanych, odprzytomnionych oto słodko w pamięci mojej. A blask gwiazdy wzdłuż tej bramy ożywił na chwilę to spojrzenie, które z niewinnego padając ogrodu i zwierciedląc się w rodzącej się mojej miłości, przed laty spoczęło na mnie.
Serce biło mi uczuciem rozpaczliwej młodości. Byłem sam, objęty ciszą i cieniem, między murami, które w bieli swej żyły, jakby w księżycowem wspomnieniu, sam z tą poświatą rozchwianą, która pociągała za sobą nić mego życia wnętrznego. Zdawało mi się, że nie wiem, co to jest, że przypomnieć już sobie tego nie mogę po pięciu latach niepokoju w dalekim zachodzie (Włochy! Włochy!) Szedłem za tym blaskiem, jakby za sygnałem nowego życia, szedłem bez pamięci przeżyć, zdumiony i porwany.

Był to pierwszy robaczek świętojański.

73