pach, który nagle wypełnił ciemność dokoła mnie. Serce mi bije. Proszę, by pielęgniarka przystąpiła do mnie i dała mi dotknąć wiązanki. Błagam. Grożę, że zerwię przepaskę, że skoczę z łóżka. Dostaję ją.
Kwiaty złożone są na kołdrze. Palce moje widzą je w dotknięciu. Wyczuwam je, oddzielam, poznaję.
Oto hyacynty. Nitką uwiązane. Ich łodyżki są nierówne. Razem tworzą gęste grono. Przy wąchaniu zapach ich coraz silniejszy, jak ból w ranie.
Oto „Zagara“. To nazwisko arabskie, które kwiatom pomarańczowym nadała saraceńska Sycylia. Młodzieńcem słyszałem to nazwisko nad brzegiem rodzinnym od chłopca na okręcie. Tak mi się podoba, że wymawiając je, czuję zapach kwiatu.
Jest to zagara z cieplarni: ma układ listków szeleszczących przy dotknięciu a śród nich twarde pączki. Jeden kwiat po drugim wyczuwam. Niektóre są zamknięte, inne odemknąły się, inne wpółotwarte. Niejeden jest czuły, jak pączek piersi kobiecej, drżący przed pieszczotą. Zapach jest czysty, ostry, dziecinny. Ale szukać go muszę śród liści zimnych, sączących krople, które mi szczękę zwilżają i wchodzą do ust.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Oto rezeda. Najwilgotniejsza ona od deszczu, cała nasiękła wodą chmur. Na wierzchu samym pachnie najsilniej, jak końce palców, nakładających szminkę. W zapachu tym tkwi coś z figi mlecznej, z małej zielonej figi. A przy dalszem wąchaniu odnajduję też coś z dojrzałej rengloty. Zapach to raczej trawiasty, niż kwiatowy, zapach to więcej owocu, niż kwiatu.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Więcej podoba mi się zagara: nazwisko i sam kwiat. Jest delikatniejsza, osobliwa, nie zaślubiona, ale dziewicza. Szukam jej wciąż tu w listowiu. Bieli