Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

dolną łóżka. Serce mi bije. Bije mi z tak błahego powodu.
Jest to bukiet fiołków. Zmoczony nie ma zapachu. Ciepło łóżka ożywia go. Osobliwa niespodzianka. Cieszę się temi fiołkami, jakbym sam je zebrał na miedzy dalekiej gdzieś łąki.
Nie są to fiołki z Padwy; dla mnie są to skromne fiołki złotej Pizy.

Przypominam sobie nawałnicę w Pizie. Byliśmy na placu pod tumem. Schroniliśmy się pod sklepienia bramy wielkiej, strząsając z siebie krople. Tu zatrzymaliśmy się, aby przeczekać ulewę. „Imbres effugio“[1] brzmiał wymowny napis bramy.
Deszcz zlewał krótką trawę jednostajnym pluskiem, który przypominał nam szmer przyłożonej do ucha muszli. Wciśnięci w skrzydła bronzowe bramy, wchłaniać zaczęliśmy ten plusk, zlewać się z nim w jedno.
Zdawało się, że wilgoć podnosi wartość materyi. Jak ciekawe dzieci kładliśmy palce między listki z metalu, dotykaliśmy małych głów uwieńczonych, skrywających się między oliwkami a liśćmi. Nad nami przemawiały symbole: „Fons signatus, Hortus conclusus.“

Zadziwieni, odkryliśmy dalej między liśćmi jaszczurki, ślimaki, żaby, ptaki, owoce bez liku. Pod palcami czuliśmy rozkosz twórczą artysty, który rzeźbił te kształty, jego mądrość i jego kaprysy. Im dłużej oglądaliśmy brąz, tem bogatszą, potężniejszą, głębszą stawała się jego patyna. Urozmaicała się w oczach naszych rozmiłowanych i płaciła nam za miłość miłością. Nad nami przemawiały symbole: „Onustior humilior — Tantum modo fulcimentum“.

  1. »Chronię przed nawałnicami.«
80