Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/108

Ta strona została skorygowana.

— Dobrze, przyślij mi ją rano...
— Tak! tak! I każę panu przynieść dywanik, firanki, wszystko, co potrzeba...
Strząsnęła masę włosów na plecy i zaczęła szukać na stole szpilek podwójnych.
— Teraz... już pójdę!
Lecz nie wyszli jeszcze długo, długo i świeca dawno zgasła, kiedy Irma po omacku szukać musiała swego kapelusza, woalki, rękawiczek... Śmiała się wesoło i źle ubrana, z włosami ledwo spiętemi nad karkiem, stanęła wreszcie na progu izdebki.
— Chodźmy!...
Lecz zawróciła się jeszcze z głośnym krzykiem. Zgubiła rolę... tę rolę siostry miłosierdzia, którą dostała od reżysera. Była to zaledwie ćwiartka papieru, świstek, lecz dla niej coś niezmiernie ważnego, wielkiego w jej życiu.
Wreszcie — wyszli na ulicę.
Tu — oprzytomnieli oboje.
Przeraźliwy smutek, którym są przepełnione ulice Krakowa, owionął ich w jednej chwili razem mroźnem, złem tchnieniem.
Ciemno było, zimno, pusto...
Szatkiewiczowi jeść się chciało — czuł, że i Irma musi być głodna.
Obliczał w myśli, ile mu pozostało jeszcze pieniędzy i co może ofiarować na kolacyę dziewczynie,