Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/109

Ta strona została skorygowana.

gdy ona, tuląc mu się prawie do ramienia, wyrzekła:
— Kup mi pan owoców!...
— Chętnie. Lecz gdzie? U Hawełki?...
— O! nie!... Tu u tej nocnej przekupki na małym rynku.
I ręką, w której trzymała mufkę, wskazywała błyszczące w oddali światełko.
— Chodźmy!...
Z kupy gałganów wyszła postać przekupki i w żółtawem świetle migocącej latarki pochyliła się nad stosami owoców, pokrytych szarą płachtą.
— Przykrywam, przykrywam — mówiła ochrypłym głosem, — żeby mi nie zmarzły jabłuszka niebożątka... bo i to twór Boży, i to zimna się lęka!
Irma wybierała jabłka, uśmiechając się do przekupki, jak do dawnej znajomej.
Szatkiewicz z podziwem patrzył na tę starą kobietę, całą noc drżącą od chłodu poza płotem stragana. Przejmująca wilgoć była dokoła. Wszystkie stragany inne ciemne były i opustoszone, ona jedna — ta niezmordowana, zapalała swą latarnię na noc, aby ją zgasić w chwili, gdy słońce wschodziło. — I siedziała tak nieruchoma, skostniała od chłodu, wpatrzona w światełko latarni, czuwając nad trochą zgniłych owoców, strzegąc je, sama nędzarka, przed dłonią drugiego złodzieja­‑nędzarza