Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/121

Ta strona została skorygowana.

niemodny żakiet, a na głowie miała perukę ze wstążek orzechowego koloru, które w swych świetnych czasach musiały być atłasowemi. Na peruce piętrzył się kapelusz, będący arcydziełem kombinacji rozmaitych skrawków materji, aksamitek, piór i dwóch zadziwiających, amarantowych róż, przypiętych po obu stronach głowy jak dwa rogi płonące i rozstrzępione. — Twarz tej kobiety był to znów poemat układności, jakiegoś bolesnego i jakby wrosłego w bezkrwiste wargi skrzywienia, migotania chciwego w dużych, czarnych, przepysznych źrenicach i ciągłego zalęknienia, objawiającego się w skrzywieniu niepewnem jednej strony policzka i czoła. W ręku trzymała paczkę, owiniętą w szmatę. Z pod żakietu wyglądały przewieszone na tasiemce nożyczki.
Szatkiewicz uniósł się na łokciu i patrzył na stojącą przed nim żydówkę z pewnym rodzajem podziwu.
— Po co? — zapytał wreszcie.
Żydówka uśmiechnęła się dyskretnie — uniosła się dziwacznie na palcach, jak tenor zabierający się do zaśpiewania arji, i wyszeptała z tajemniczą miną:
— Ja... tu... przychodzę — bo panna Irma z teatru mówiła, że wielmożny pan ma do mnie jakiś interes...