Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/126

Ta strona została skorygowana.

który dzielić się miał jeszcze na kilka części pomiędzy „wspólników“ całej afery, ukutej przy szklance kawy w ciemnej kawiarni pod „Zieloną latarnią“.
Rezultatem wizyty Frajwilligów była para firanek u okna, dywanik w „perskim guście“, funt herbaty, chińczyk porcelanowy, pokazujący język, i tuzin chustek do nosa.
Na wyczekującego ofiarowania gotówki Szatkiewicza spadły nagle jak grom słowa wyrzeczone przez Frajwilligową:
— Ja dam panu sto reńskich na weksel, ale niech kto solidny za panem poręczy!
Solidny poręczyciel! Przez umysł Szatkiewicza przesunął się natychmiast cień samego redaktora. Wiedział, że ów pan redaktor często ręczył nie tylko za swych współpracowników, ale i za inne osobistości z literackiego świata, znajdujące się w kłopotach pieniężnych. I później, jak mucha złowiona w sieć, tak się szamotał ten drugi, nie mogący się zaprzeć stosunków swoich z człowiekiem, który oddał mu podobną przysługę. Był współpracownikiem Kurjera mimo swej woli i chęci, a zapytany, dlaczego swoje nazwisko daje używać w rozmaitych wykrętnych celach, odpowiadał z rozpaczą: — „Czekajcie, niech tylko ten weksel spłacę!“