Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.

rękę podpadło. Pracował sumiennie, wysuwając przytem swój spiczasty nakształt żądła język. Siedzący obok niego młodzieńcy zainteresowali się niepomiernie tą kulturalną pracą i dawali Witwickiemu wskazówki, które on zbywał uśmiechem, pełnym pogardy i wyższości. Zalepiał bowiem otworki „faszerowanych“ w ten sposób bułek i układał je napowrót w koszyku, rad ze siebie i ze świata.
Szatkiewicz uczuł się na chwilę zgnębionym. Chciał w jakiś sposób pobić wyższość Witwickiego. Machinalnie sięgnął ręką do kieszeni i napotkał w niej rogową, kobiecą — do włosów szpilkę. Wyjął ją i rzucił na stół. Zaczerniła się nagle ta biedna nędzna szpileczka, imitująca źle szyldkret wśród rozlanych likierów i rozsypanej soli. — Witwicki wyciągnął po nią chciwie rękę i czemprędzej wsunął ją w bułkę. Przed oczyma Szatkiewicza mignęła postać szczupłej, śniadej chórzystki, którą w chwilach dobrego humoru nazywał „nietoperzem“. Ona to wczoraj zgubiła tę szpilkę, gdy się z nim żegnała pod drzwiami teatru. Dojrzał ją w świetle latarni, schylił się i podniósł. Dziewczyna zniknęła w sieni, szpilkę jej miał oddać dziś, odprowadzając ją z teatru — ale po nią nie poszedł. Pił noc całą, a potem troska o czterdzieści pięć guldenów trapiła go jak zmora. Nie zwracał nawet uwagi na to, co dokoła niego mówiono. Widział