Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/142

Ta strona została skorygowana.

I owe podejrzenia okrążyły ją teraz, jak cała siatka niewidzialna, a przecież istniejąca. Opędzała się od nich, gdyż zaczynała odczuwać je nerwami, jakkolwiek jeszcze ich źródła zrozumieć nie mogła. Zresztą teraz zajęta była cała ową rolą zakonnicy. Zdawało się jej, że na jej barkach spoczywa powodzenie sztuki. Jakkolwiek wchodziła w ostatnim akcie dopiero, jednak zjawiała się na próbę najpierwsza i rozgorączkowana, z wypiekami na twarzy, błądziła po pustej scenie i wśród kulis, szepcąc swą rolę, robiąc nieznaczne giesta, gdy została w cieniu zdala od wzroku maszynistów, siedzących na kupie szmat lub zwalonych w piramidę mebli.
Szatkiewicz przychodził do niej zwykle w popołudniowej porze i ona starała się ugościć go kawą lub herbatą, dodając do niej ciastka, wedle stanu swej kieszeni. Często jednak brała jakieś maluchne ciasteczko i wychodziła z niem na wschody, znikając na kilka chwil w drzwiach sąsiednich. Gdy wracała, miała często powichrzone włosy i ślady cudzych łez na policzkach. Szatkiewicz jednak nie zwracał na to uwagi. — Siedział rozparty i dumny — dawał jej niektóre wskazówki co do roli — mówił tonem protekcjonalnym i raczył pić kawę. Obdarzał ją pieszczotą rzadko i właściwie pozwałał się kochać i pieścić jako wielki i dobrotliwy pan, który raczył się zniżyć aż do