Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/16

Ta strona została skorygowana.

zajmował stanowisko wyższe, miał w redakcji całe — nie pęknięte biurko, dywanik pod nogami i pewne zachowanie u samego pana redaktora.
Nazywał się Binder, w redakcyi był już od dawna, od lat kilku i był tem — co się nazywa „filarem“, to jest pół prawej ręki samego redaktora. Dekadentem był skrytym i przyznawał się do tego jedynie w knajpach i po wypiciu znacznej ilości piwa. Dekadentyzm nie jest popłatny jeszcze na krakowskim bruku, a Binder lubił mieć porządne palto i świeże rękawiczki. Blade twarze, syntetyczne rysunki, nastrojowe poezje, ciągnęły go jednak. Wszystkie „izmy“ zbijał w czambuł i nazywał „dekadentyzmem“ i był cichym takim „istą“, nie w dziełach, ani w życiu — ale w pragnieniach. Służył w tak zwanej „trzeźwej“ i „zdrowej“ redakcji, więc „izmy“ chował do kieszeni i pokrywał płócienną, uczciwą chustką małomiasteczkowego, przeciętnego, dziennikarskiego filisterstwa. We dnie bywał „nieprzebłagany“, nocami zaś grywał zawzięcie w karty z współpracownikami wrogich pism, lub deklamował u Hawełki przy bombie piwa — wiersze Tetmajera.
Na niego to Szatkiewicz patrzył w tej chwili z dziwną nienawiścią. Pił wszakże noc całą za jego pieniądze. Przenieśli się wprost z kawiarni, gdzie przyszli po premierze teatralnej z zamiarem wykończenia krytyki, napisanej już przed przedsta-