Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/28

Ta strona została skorygowana.

W stanie, w którym przebywał, nazywał się stan podobny „chorobą woli“ — lekarz mienił to być następstwem zaniedbanej neurastenii. Szatkiewicz zaś nie nadawał nawet w myśli żadnej nazwy swemu chorobliwemu lenistwu.
Mówił poprostu, wyciągając przed siebie ręce:
— Tak mi się nic nie chce!
Wpatrzył się w okno, z którego zwieszały się świeżo uprane, tanie i trochę sine firanki. Ten szczegół rozdrażnił go. Po co było prać te firanki? Przywykł już do ich brudnej, szarawej barwy. Komu się chciało podczas jego nieobecności zdejmować firanki z haków, prać i zakładać na nowo?
Do czego? Na co?
Powoli zaczął go znów dręczyć brak pieniędzy. Wiedział, iż powinien był dostarczyć na dziś Kurjerowi Narodowemu senzacyjnej wzmianki o jakiejś nikczemności żydowskiej, coś o lichwie, o jej strasznych skutkach — słowem coś zupełnie „nowego“ i „pikantnego“, na ten temat znany i zużyty przez wszystkie organa, utrzymujące się podjudzaniem i rozdmuchiwaniem plemiennej nienawiści.
Lecz antysemityzm Szatkiewicza był tylko na „tyle centów od wiersza“ — a młody dziennikarz wybrał już dużą zaliczkę. Werwy zatem nie było skąd czerpać. Zapał nie miał skrzydeł. Podciął je rachunek, który mu wykazano w administracji,