Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/31

Ta strona została skorygowana.

— Powiedz, że zaraz zejdę!
— Dobrze jaśnie panie!
Kelner znika. Szatkiewicz zaczyna się odziewać ale bez pospiechu. Wie dobrze, kto czeka na niego przed bramą. Będzie musiał kłamać, dlaczego nie przyszedł po nią do teatru.
Ta kobieta nie może zrozumieć, że jemu się nic nie chce — nawet jej samej, jej ładnych oczów, jej pociągającego uśmiechu...
Mimo to — zaledwie umyty i prawie nieuczesany, schodzi na dół po brudnych schodach, zasłanych dywanami.
W bramie kłóci się czeski portjer z jakąś służącą i wymyśla jej za to, że przeszła „paradnemi“ schodami:
— To dla jaśnie państwa — krzyczy — a dla zwirząt i służby tamta schoda od zadu!
Nie wita ukłonem Szatkiewicza — spogląda tylko na niego z pod groźnie namarszczonych brwi. Szatkiewicz nadrabia fantazją i przechodzi przez bramę, wywijając laseczką.
Wreszcie, przed wystawą fotografij, tuż na rogu hotelu, dostrzega czekającą na niego kobietę.
Wtenczas przyspiesza kroku.
Instynkt wrodzony każe mu być delikatnym nawet względem takiej „niej“.
Ona — widzi go zdaleka, lecz nie podchodzi, czeka, jakby trochę zmięszana i zalękniona. Gdy