Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/43

Ta strona została skorygowana.

w drugim antrakcie, zbierzemy jeszcze jaką paczkę i pójdziemy na kolację.
Trianon roześmiała się wesoło.
— Chętnie! Ale — gdzież redaktor? Chciałabym się z nim zobaczyć.
Po twarzy Bindera przemknął cień ironji.
— Redaktor trochę cierpiący, nie wychodzi z domu!
— A tak? Szkoda — przyjdę jutro.
— Do widzenia, do wieczora.
Przemknęła pomiędzy stolikami i krzesłami dość zręcznie, wywracając po drodze trzy kosze z papierami i dwa krzesełka. Wreszcie z szelestem zniknęła w kurytarzu.
Po odejściu aktorki zupełna cisza zapanowała w redakcji. Wszyscy siedzieli cicho na swoich miejscach, tak, jakby lękali się spojrzeć sobie w oczy, aby nie parsknąć śmiechem, lub nie zdradzić się z rodzajem małpiego zadowolenia. Zamknięte drzwi, prowadzące do pokoju redaktora, tajemnicze były i zagadkowe. Piszący wiedzieli, iż poza temi drzwiami niema nikogo, że redaktor pozostał w domu wskutek wieczornego „zajścia“ z kilku silnymi przedstawicielami partji przeciwnej. Niemniej przeto duch jego pokutował poza drzwiami i zmuszał gadatliwe zwykle grono do milczenia. Jeden Binder stał koło okna i, paląc papierosa, skrzypiał butami.