Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/45

Ta strona została skorygowana.

sennemi, z wargami obwisłemi, jak u zaspanego Hotentota...
Nagle poza plecami swemi posłyszał półgłośną rozmowę. Był to kronikarz, który przyszedł z miasta z paczką jałowych nowin i brukowych plotek. Stał przed Binderem i zdawał mu relację ochrypłym głosem. Lecz Binder wzruszał ramionami. To wszystko było na nic, bez nerwu, bez senzacji, bez skandalu, a zresztą dzienniki wieczorne taką jałowiznę wezmą dla siebie. Lecz do mówiących podszedł teraz mały, rudy jegomość, ze śpiczastą, koźlą bródką.
Szatkiewicz posłyszał jego głos syczący i dziwny.
— Wiecie, strejk skończony.
Kronikarz rzucił się jak oparzony:
— Nieprawda... kiedy?
— Przed chwilą. Strony doszły już do porozumienia. Trzeba artykuł o zgubnych skutkach strejku cofnąć. Strejkowicze uzyskali to, co pragnęli. Nasz artykuł nie będzie miał sensu.
Lecz Binder rozkazującym ruchem rękę wyciągnął:
— Daj mi pan manuskrypt, ja go przerobię!...
Rudy jegomość zaczął się śmiał drwiąco:
— Niby z fraka — czamarę. Jakże?
— To już nie pana rzecz, a moja. Z pana nigdy nie będzie porządny dziennikarz. Pan nie umiesz skorzystać z okazji i kołdrę na swoją stronę prze-