Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/55

Ta strona została skorygowana.

tlony. Jakże różny od tej nory, gdzie on spędza swoje smutne istnienie. I to wszystko ta kobieta jest w stanie mieć za czterdzieści guldenów miesięcznie. Buciki ma całe, ubrana jest zawsze dość przyzwoicie, a na ulicy nawet z pewnym tanim szykiem. On zaś zawsze winien jest swemu krawcowi, praczce — i w restauracjach, a mimo to chodzi prawie nędznie ubrany: często głodny.
Widocznie jest to także tajemnica, którą sama zna i rozumie.
— Jakże ty możesz za te pieniądze się utrzymać? — zapytuje wreszcie.
— Ciężko... — odpowiada kobieta — nieraz nawet bardzo ciężko... ale co robić. U nas są statystki, co tylko mają feu[1], to tym jeszcze gorzej i ciężej. Teraz my się wszystkie bardzo cieszymy, bo będą grali taką żydowską sztukę, gdzie dużo kobiet potrzeba i dużo się razy będzie grało. To się trochę pieniędzy zarobi...
— A nikt ci nie pomaga? — zapytuje Szatkiewicz.
Ona chmurnemi oczyma spogląda w jego stronę.
— Jak to pan rozumie? — pyta.
— No... może rodzina... może jesteś rozwiedziona, albo w separacji z mężem, to masz jakąś pensję...

— Mnie nikt nie daje żadnej pensji, a rodzina to mi nie pomaga wcale — tylko ja mam z nią czasem interesa...

  1. Przypis własny Wikiźródeł franc. ogień