Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/65

Ta strona została skorygowana.

Nazajutrz Szatkiewicza spotkało wielkie szczęście.
Jakiś dawny znajomy — który na pewien czas wyjechał z Krakowa, spotkał się z nim na linii A-B.
Ten dawny znajomy był winien Szatkiewiczowi dziesięć guldenów.
Co więcej ten dawny znajomy (o cudzie!) oddał Szatkiewiczowi owe dziesięć guldenów, zamiast go znienawidzić i „obrazić się“ na niego, jak zwykle w podobnych wypadkach bywa. Wstąpiono nawet do Hawełki i tam oblano koniakiem i Vöslauerem niezwykły fakt — gdyż sprawiedliwość przyznać każe, iż podobnego znajomego, zwłaszcza w Krakowie, znaleść trudno a nawet niepodobna...
Razem z dziesięcioma guldenami wstąpiła w serce Szatkiewicza fantazya, buta i otucha.
Postanowił nie prosić redaktora o zaliczkę, postanowił „trzymać się“, jak dotąd, tak i nadal, aby nikt w redakcji nie podejrzywał, w jakich znajduje się materjalnych kłopotach. Był jeszcze nowicyuszem świecie dziennikarskim, szczęśliwym zbiegiem okoliczności (protekcją pewnego hrabiego) dostał się do Kuryera Narodowego. Zdawało mu