Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/66

Ta strona została skorygowana.

się rzeczą straszną, fatalną nie mieć pieniędzy. Krył się z tem, jak z jakąś raną. Teraz — dziesięć guldenów umożliwiło mu egzystencję kilku dni.
Postanowił żyć oszczędnie i ciągnąć te pieniądze o ile możności najdłużej.
Szczodrze udzieloną koroną ujął sobie kelnera hotelowego, który za tę sumę postanowił odpowiadać pani gospodyni hotelu, że tego pana „z trzeciego“ stale niema w domu.
Zapewniwszy sobie w ten sposób pewny, choć chwilowy spokój, chodził teraz Szatkiewicz po Krakowie weselny i z głową cokolwiek wyżej podniesioną.
Wprawdzie ostatnie zajście uliczne jego redaktora, który dostawszy policzek, zwrócił się na drogę sądową — drażniło jego szlacheckie pojęcie o honorowych sprawach, jednak starał się oddalić od siebie i te drażniące myśli.
Pragnął za jakąbądż cenę chwili zupełnego wytchnienia, nie myślenia o niczem, uspokojenia porwanych nerwów.
W teatrze wieczorem widział „Intratną posadę“ Ostrowskiego i sztuka porwała go swoją prostotą.
Powrócił do siebie rozmarzony i leżał, całą noc majacząc o napisaniu czegoś na scenę, czegoś równie prostego a zarazem potężnego, porywającego ogromem i siłą.