Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/78

Ta strona została skorygowana.

latarń, mających zupełne prawo nosić napis: „Światło — sobie!“
Szatkiewicz poszedł na linję A-B, dumny i wzgardliwy.
Bogaty był w projekt dramatu, nadzieję zostania generalnym krytykiem Kuryera, przytem czuł się jakoś silniejszy, pewniejszy siebie.
Sfabrykowana o Hauptmanie korespondencya dodawała mu także ważności.
Teraz — obiecywał sobie wziąć się do Ibsena.
I tak po kolei zetrze, zmasakruje każdego, kto mu się pod pióro nawinie.
Dlaczego niema tego czynić? Wszak mu to wolno. On jest tak dobrym „dziennikarzem“ w swoim rodzaju, jak i każdy inny...
Naturalnie!
Jakieś dwie dziewczyny przeszły obok niego tak blisko, że go otarły prawie fałdami swych zniszczonych sukienek, Czuć w nich było magazyn, kapelusze miały nieświeże, niemodne.
Jedna była nawet ładna. Od sklepu Rajala, z pośród fałd jasnych tkanin, biło jasne światło. Dziewczyna odwróciła się z głupim chichotem i spojrzała w oczy Szatkiewiczowi.
On, napuszony, uczuł się niemiłe dotknięty tą „arogancją“.