początek społecznego dramatu, jakim jest bezwarunkowo rodzaj sztuk rosses.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
„Czerwona toga“ jest bezwarunkowo takim społecznym dramatem, nadzwyczaj głębokim i mającym tylko jedną wadę. Oto — autor, zamiast pozwolić, ażeby same fakta kazały widzowi odczuwać potworność ustroju i okrucieństwo sądownictwa — od czasu do czasu przemawia i to, co już powstało w umyśle widza, to jest samodzielne wrażenie — cała powodzią własnych słów zabija. Te komentarze są zbyteczne. To nie ilustruje — a psuje.
Należy w takich dramatach pozostawić widzowi robotę duchową, a tylko zebrać fakta i te same ściśle, jasno podać. Widz bowiem mówi sobie: Ja to wiem sam, ja to czuję — poco on akcję przerywa, aby mi to opowiedzieć! Czy dla wsunięcia zręcznego a grzmiącego frazesu? Ależ żaden frazes nie zdziała tyle, jak scena indagacji Etschepara przez Mousona. To wszystko, co potem w oczy Mousonowi rzuca Etscheparowa, — jest blade w porównaniu z tem współczuciem, z tym gniewem, jaki w duszy widza wezbrał, gdy słuchał, jak sędzia dręczył swoją ofiarę. Czerwona toga, owa toga kata, która staje się osią sztuki — wystarcza, ażeby nadać sztuce tragiczną, straszną grozę. Do tej togi krwawej ciągną się oczy, jak do demonicznej jakiejś potęgi, rozwiewanej co chwila przez drwiącego szatana. I gdy takiej togi niema na scenie, to się ją czuje, ona planuje w przestrzeni, ona jest ciągle i zawsze cała krwawa od krwi zgilotynowanych winowajców... cała mokra od łez zdręczonych prokuratorskiemi pastwieniami się sądowych „rzemieślników“.
Brieux okazał się wielkim myślicielem w założeniu sztuki. Otworzył naroścież drzwi sal sądowych, gabinetów sędziów śledczych — zdarł z nich zasłonę i powiedział: „Patrzcie! tak wygląda... kuchnia sprawiedliwości!“ I jest to jedna wielka kuchnia, w której przy ogniu ludzkiej