iż gra doskonale — tembardziej, że i maskę twarzy miał wyborną. A przecież p. Roman był doskonałym, ale chłopem naszym polskim, zahukanym, który nawet w pewnej chwili drapie się w głowę. P. Roman miał wybuchy temperamentowe, które na naszego chłopa były bardzo silne i szczere — lecz na Etschepara nie były takie, jakie być powinny.
Co do pani Stachowicz. ta miała podwójne chwile. Cały podkład roli był mieszczki, wygląd bardzo ładnej mazurki. a gra łamała się dwojako. Albo był to ton szczery, prawdziwy, gorący, serdeczny — albo patos i ślizganie się po szablonie uczucia. — Najwięcej ten ostatni ton uderzał w scenach z Romanem. Była wtedy dysharmonja pomiędzy metodą gry tych dwojga artystów. Djalog szarpał się i odskakiwał. Gdy pani Stachowicz zapomniała się i puściła wodze uczuciu, natrafiała na ton i porywała słuchacza. Naturalnością na scenie celuje p. Fiszer. Jego sposób rozmawiania w akcie pierwszym jest poprostu arcydziełem. Pan Chmieliński miał szalenie trudną rolę — prawie melodramatyczną. Ominął szczęśliwie tę trudność i był nawet logiczny tam, gdzie mu autor tej logiki odmówił. „Jak się pan ma!“ — i monokl pana Tarasiewicza rozśmieszały publiczność.
A jednak... na pierwszorzędnej scenie... jakoś... tego... Zresztą pan Tarasiewicz bardzo starannie skomponował swoją rolę. Panna Nałęcz, która bez zaprzeczenia jest obecnie najpiękniejszą aparycją na scenie lwowskiej, powinna była ładnie wyglądać i z zadania swego wywiązała się sumiennie. Pan Antoniewski był imponujący, pan Kosiński miał doskonałe zdziwione miny, a pani Gostyńska była prostą i szczerą staruszką. Na sam ostatek zachowałam pana Solskiego, któremu należy się gorąca pochwała za wielką sumienność, z jaką opracował rolę Mousona. Jednak — ten doskonały artysta nie był w swoim żywiole. W jego Mousonie nie było zachłanności karjerowicza.
Pan Solski był za dobry, za miękki — za poczciwy. Mimo to — raz jeszcze powtarzam — iż widać było ogromny
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/109
Ta strona została przepisana.