Dublowanie ról ma złe i dobre strony. Złe dla artysty, bo dubler lub dublerka grywają zwykle w warunkach gorszych, niż ci, którzy role „stwarzają“. Zwykle mają mniej prób, krytyka się nimi mniej interesuje, mają do zwalczenia „pierwsze wrażenie“. Jeżeli więc i w tych warunkach odniosą zwycięstwo, przemawia to jeszcze silniej za ich uzdolnieniem. Wczoraj rolę Janiny Etscheparowej w „Czerwonej Todze“ Brieux’a, grała pani Rotter, której dozwolono wyjść wreszcie z katakumb teatralnych, w których od dwóch miesięcy była zagrzebana. Pani Rotter jest artystką z dużą rutyną, gdyż dużo już grywała w Łodzi i mniejszych teatrach w Królestwie.
Rutynę swą i swój sposób grania wywalczyła sobie sama — to znać i czuć się daje w sposobie, w jaki sobie na scenie radzi. Jest to coś świeżego, coś innego, coś nieujętego niby w karby, a przecież mającego całość bardzo silnie zarysowaną i nie rozprószoną. Pani Rotter była naturą prostą, a nie trywjalną. I choć znać było, że Janina przeszła już obok cywilizacji, to jej podkład szlachetny pozostał pomimo błędów, zawsze jednaki.
Uczucia w grze pani Rotter była moc wielka, twarz jej, zalana łzami, robiła silne wrażenie, energja i zapał, porywczy chwilami — dykcja była wyraźna, choć przyśpieszona, Głos niezawsze wystarczał, a jednak pani Rotter
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/111
Ta strona została przepisana.
„Czerwona Toga“ — występ pani Rotterowej.