gdy, zwłaszcza Sylwję, unosi i rozmarza uczucie. W czepeczku subretki i w fartuszku, gdy Sylwia słyszy czarujące słowa, jakiemi do niej przemawia służący Doranta, Sylwja nie jest Lizettą — ona zapomina się, ona słabnie i to ciągłe „zamilcz! zmień przedmiot rozmowy!“ — które powtarza, powinno być niemal wyznaniem dla widza, co się w sercu tej wytwornej panny dzieje. Bo dla niej uczucie przychodzi powoli, pod wpływem uroku, jaki płynie z postaci przebranego Doranta i artystka, grająca Sylwję ma prześliczne zadanie do odtworzenia. Sylwja walczy ze sobą, cierpi. wstydzi się, a mimo to miłość ogarnia ją całą.
I od czasu do czasu buntuje się — opamiętanie przychodzi — wówczas przybiera ton Lizetty, trochę arogancki i przekorny, maskuje swój ból arogancją subretki — ratując się poprostu rolą, jaką dobrowolnie na siebie przybrała. W grze pani Bednarzewskiej napróżno szukać przychodziło owego stopniowego rozwiązania się uczucia, owego zapominania się owej wielkiej damy, która gra rolę pokojówki. Żadnych nie było odcieni. Wszystko było jednakowo mówione, od początku nie było można rozróżnić, kiedy pani Bednarzewska udaje Lizettę i jak stopniowo chwyta niemal rozpaczliwie ową maskę, aby się nią przed miłością dla Doranta zasłonić. Przytem gniew i zdenerwowanie swoje wobec brata pani Bednarzewska manifestowała nie tak, jak manifestowano je wtedy, gdy dobre maniery, gdy wykwintne ruchy i układność posunięte były do zenitu. A szkoda! Pani Bednarzewska ze swym głosem, ze swą twarzyczka, nadającą się bardzo do pasteli z ośmnastego wieku, mogla była grać inaczej, gdyby pomyśleć nad rolą chciała i nad epoką i stylem postaci, która Marivaux tak subtelnie, poprostu wypieścił. Myślał nad swoją rolą pan Tarasiewicz. To było widoczne. Pan Tarasiewicz zastępował naprędce chorego pana Adwentowicza. Mimo to wykazał duży zasób samodzielnej inteligencji, bo naszkicował uczuciowo swego Doranta a kilkoma drobiazgami naprędce dał dowód pomysłowości.
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/116
Ta strona została przepisana.