Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

innych propozycyj ułatwi mu dalszą karjerę. Ale u nas, gdzie zaledwie dwa teatra we Lwowie i Krakowie funkcjonują (warszawski wskutek szablonu i pleśni przestał się liczyć) — jakże nad każdem słowem zastanawiać się trzeba. Autorów dramatycznych tak mało! tak mało!
Artyści walczą z najtrudniejszymi warunkami materjalnymi i cudów dokazują — cudów, w których tracą zdrowie, siły, młodość. I ciężką jest dola tych, którzy polskiej sztuce służą. Wyrobnicy to raczej, nie wolne orły, które bujać mogą i śmiało patrzeć w słońce. I gdy się było samemu takim wyrobnikiem, który nieraz jęcząc, upadał pod nawałem przeciwności i często widział zamiast jasności czarny pas zawodów pod stopami — toć każde słowo krytyki powinno przejść przez pryzmat wielkiej sprawiedliwości i bezstronnej oceny — aby nie zabiło tam, gdzie dopomódz do rozwoju mogło.
Kraj jest tak biedny — tyle ofiar po prostu składa się na te cegły, wśród których przez pół wieku ma żyć i rozwijać się słowo i pieśń polska, że każdy pocisk, godzący niesprawiedliwie w to słowo, w tę pieśń — godzi i w kraj cały. Nędzarzami jesteśmy wśród uczty narodów, nędzarzami, którzy zdobyli się na złoty kwiat sztuki, z gwiazd złożony. Nie gasić te gwiazdy, lecz rozjaśniać je należy. I pielęgnować złoty kwiat sztuki, kąpać go w błękicie piękna, ochronić od burz i ostrych powiewów, które strącić go mogą — bo smutny jest ten naród, który nie ma w sobie kultu piękna i ołtarze, na których bieleje nieskazitelny posąg Sztuki — krepą codziennych trosk o wykwintniejszy byt lub o zwierzęce użycie przyćmiewa.
I dlatego trudność, w jakich się obraca krytyk dramatycznej sztuki w Polsce, wprawia mnie w lęk i każe się liczyć z siłami moralnemi, jakie mam w sobie, bo do tej pracy koło dobra sceny winni przystąpić tylko ci, którzy mają jedynie w swej duszy miłość dla sztuki, a wszelką nienawiść, prywatę, osobiste względy powinni zostawić na uboczu.