Bo nam nie wolno przy tym ogniu, który płonie kosztem wielkiej ofiary, wyciągać ręce, w których tkwi jakaś własna chęć i pragnienie. Do ognia tego spieszą tysiące spragnionych ukojenia, oderwania od tragizmu życia — tysiące tych, którzy chcą śnić kilka godzin, a potem snem tym jeszcze karmić strzępy swego istnienia. Więc ogień ten musi płonąć równo i szlachetną linią — a nie syczeć szarpany w tę stronę, w którą prywata jadem zionie. A każdy — kto czyni krzywdę scenie, czy to zabijając duchową twórczość autorów, czy to nie uwzględniając dobrej woli kierowników i artystów — popełnia zbrodnię, bo zbrodnią jest wobec nędzy naszego kraju rwać w strzępy złoty kwiat, wykwitły wśród smutnej gleby, na której tak mało kłosów i nad którą tak mało szeleści orlich skrzydeł, bo królewskie ptaki natchnienia głodne nie mają sił do wzlotu.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Więc cóż? — pobłażanie?
Przeciwnie. Krytyk winien być jeszcze surowszym i mniej pobłażliwym, niż gdzieindziej. Lecz wiedzieć, od kogo można żądać i dlaczego żądać. Teatr lwowski i krakowski jest jeden w całem mieście. Jest on wszystkiem. I subtelniejsze umysły i te naiwne prostacze dusze przyjdą do niego i zażądają strawy.
A choć Muralt w swoich listach twierdzi, że teatr nie ma żadnego wpływu na moralność ludzką, a Oskar Wilde widzi tylko rolę krytyka w czerpaniu z dzieł sztuki dla stworzenia własnego dzieła, to u nas nie może być to ani jedno, ani drugie. Krytyk musi również, jak i kierownik sceny zadowolić całą publiczność. Musi odkryć tajnię swych wrażeń, lecz zarazem winien być i informatorem — rodzajem conferducier i przedstawić publiczności autorów i artystów w właściwem oświetleniu. Naturalnie, mówić, kim jest Fredro, to zbyteczne, lecz wykazać piękno, zawarte w dziełach Fredry, poprowadzić niemal duszę widza przed duszą