W każdym człowieku jest człowiek pierwotny, ten nie ujarzmiony, silny, rozrosły pół‑zwierz, pół‑bóg, odziany skórą świeżo zabitego zwierzęcia, śpiący w kamiennych pieczarach, porywający z dzikim wrzaskiem jasnowłosą kobietę i wlokący ją za sobą po gąszczach i kniejach, aby tam nasycić się łupem świeżego ciała i świeżych, koralowych ust. Płomień to wielki, tryskający czasem nawet zbrodniczą, krwawą purpurą, ogień to niezgaszony chłodną wodą cywilizacji i kulturalnych szampanów. Gdy wybuchnie, zniweczy na swej drodze wszystko, wypleni najszlachetniejsze uczucia i porywy. W gorącą, letnią noc, wtedy. gdy od skwaru omdlewa dusza, a krew tętni w żyłach huczącym galopem zmysłowych pragnień, wybucha świętojański stos i wzbija się w niebo bezkarny i triumfujący. Dookoła niego czarne sylwetki ludzi chrześcijan, zataczają kręgi na wzór swych pogańskich przodków, potem łączą się parami, znikają w ciemni lasów. Czasem taki zbudzony poganin XX. wieku porwie jasnowłosą kobietę i wlecze ją za sobą, hen, w gąszcz paproci i dzwonków leśnych. Czasem krwawa łuna płonącego stosu obleje swą purpurą biało nakryty stół i zalśni w szklankach ponczu lub szampana. Przy stole młodzi ludzie w dobrze skrojonych surdutach i wysokich kołnierzykach zamieniają spojrzenia z ufryzowanemi, jasnowłosemi kobietami. I tu przy stole, od którego bije zapach ponczu i tam przy stosie, gdzie
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/141
Ta strona została przepisana.
„Sobótki“, — Sudermana.