chłopi wespół z dziewczętami tańczą w dzikiem uniesieniu, jest to zbudzone tchnienie pogaństwa, ten sobótkowy płomień nieokiełzanej namiętności, która raz zaspokojona, pozostawia po sobie popiół smutku i zniechęcenia. Tak, nic więcej, popiół smutku i zniechęcenia...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Tak sobie raz myślał Suderman i do tej jednej chwili zapragnął dorobić cały dramat. A więc stało się to, co w takich wypadkach być musi. Cztery akty, dorobione do jednej chwili, nie tylko, że same nie są zajmujące, ale w dodatku zatarły i tę chwilę i tę myśl przewodnią. Udusiły ją — jeżeli można użyć tego wyrażenia. Przez trzy akty widz jest pod ciągłem wrażeniem, że go do czegoś przygotowują. że każą mu czekać w jakimś przedpokoju. I dziwić się należy, iż Suderman, który głównie odznacza się zręcznością w robieniu sztuki i wymiarkowaniu swoich efektów technicznych, każe widzowi być świadkiem, jak się ten dramat cały niby rozwija i wzrasta. I jest to tylko „niby“, bo w książce można przeprowadzić taką analizę rozwoju uczucia w sercu dwojga ludzi, z całą możliwą dokładnością, na scenie — nigdy. Należy więc odrazu wprowadzić widza w pełny dramat i przedstawić już osoby działające w rozwoju uczuć, a wtedy widz nie będzie sceptycznem okiem zapatrywał się na rozwój sztuki, a przyjmie fakt i będzie śledził tylko akcję, bez żadnej ubocznej krytyki. Tembardziej, że Suderman chcąc udowodnić istnienie pogańskości w każdym człowieku, wziął przeciętny, mieszczański dom, wypełniony przeciętnemi mieszczańskiemi duszami i pomiędzy nich wtrąciwszy dwoje zbuntowanych, tym dwojgu zejść się w płomieniu namiętności kazał. Zadanie to dla dramaturga bardzo trudne, takie udowodnienie jakiegoś ogólnoludzkiego odcienia duchowego na dwóch wyjątkach. I tu jest słaby punkt utworu Sudermana. Oto Jerzy i owa Maryjka to wyjątkowe figury. dwoje niewdzięczników, dwie takie natury, które kąsają rękę głaszczącą i dającą pożywienie, które nienawidzą za dobro, jakie