ich spotyka. I oni nie są pchani ku sobie miłością, ani nawet namiętnością — ich popycha chęć zemsty za dobro otrzymane, łączą się, bo w ten sposób oboje nisko mszczą się na swym dobroczyńcy. Nikt o tem nie wie — to mniejsza... oni wiedzą i to im wystarcza! Prawie nie mówią o „miłości“ — oni ciągle mówią o buncie, o zemście, o nienawiści do swych dobroczyńców. — „Kradnę!” — woła Maryjka — „kradnę!“ — i głos jej brzmi triumfalnie. Nie: „kocham!“ — ale: „kradnę!“ Wstrętna „gosposia“ ze słodkiemi oczami! Sobótka tych dwojga — to nie żar rozkoszy, to żółty, syczący płomień niewdzięczności i ów toast słynny, który Jerzy wznosi, oblany blaskiem ogni sobótkowych, jest toastem na cześć nie pogańskich, ale gadzinowych pragnień, które nurtują jego duszę. Czwarty akt wydaje się sztucznym i niekonsekwentnym. To bohaterstwo tych dwu brzydactw moralnych, jakiemi są Jerzy i Maryjka, to dobrowolne rozłączenie się, napozór nie pasuje do poprzednich ich czynów i wyprowadza widza z równowagi. Przecież oni się mogą połączyć, oni mogą wyznać szczerze swą miłość, mogą wreszcie uciec, dlaczegoż tego nie czynią? Tak myśli widz. Ale zważywszy, „co“ ich połączyło — zrozumiemy, że oni nie mają dosyć miłości w sercu, aby się złączyć na całe życie. Na to trzeba, ażeby oni się kochali, a tych dwoje nie kochało się wcale. Oni tylko mieli jeden cel nienawiści. Przy tym celu się zeszli i dalej nie mają co robić ze sobą.
Oto — jest sztuka Sudermana w całej swej prawdzie, bez osłonek fałszywej namiętności. Zrobiona jest ta sztuka źle, a co najgorzej, jest nudna. Ciągnie się jak makaron. Ma kilka chwil nastrojowych, ale te popsuł brak reżyserji i niewyzyskanie choć jednej chwili mogącej dopełnić myśl autora. Artyści wchodzili i rzucali się na scenie, jak manekiny. I nieod rzeczy będzie tu raz poruszyć kwestję, jak bezmyślne są często sceniczne sytuacje na naszej scenie. Dosyć wymienić rozmowę Jerzego z Maryjką w akcie pierwszym. Oboje — zmieniają miejsca koło budki suflera kilkakrotnie i w czasie najważniejszych jakichś słów odwracają się plecami i space-
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/143
Ta strona została przepisana.