niemi rozciąga się ciemny, czerwony aksamit i oni stoją jak rzędem śliczni i mili, a na nich powoli z góry opuszcza się zasłona — to żal chwyta widza. Jakto? więc już?... więc za chwilę znikną i ten biały powój — Sylwetta, ten purpurowy motyl — Percinett i ta zielona papużka — Pasquinot i ten bronzowy chrabąszcz Bergamin i ten najbarwniejszy, najbardziej błyszczący ze wszystkich rajski ptak — Straffar.
A oni mówią ciągle przy dźwiękach menueta, oddając sobie wiersze, jak wiązanki kwiatów, nieruchomo, bez gestów, splatają całą girlandę przecudownych słów, w które jak brylanty wrzucają chwilami jakieś rzewne, do serca przemawiające myśli. A w dole — pod ich stopami gra znów harfa i tak znikają nam z przed oczu, znikają tylko z przed oczu, bo w duszy będą już zawsze i w sercu będą zawsze i w wyobraźni pozostaną wiązanką kwiatów, na tle purpurowej zasłony, kwiatów, które mówią, które dyszą całą wonią poezji, czarem słów — tych pięcioro: Sylwetta‑powój, Percinett‑motyl, Pasquinot‑papuźka, Bergamin‑chrząszczyk i Straffar złoty, rajski ptak.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Treść?... Akcja?... To mniejsza. Rostand, gdy pisał „Romantycznych“, o akcję nie dbał. Bauville jest jego ojcem chrzestnym. Bauville, Leconte de l’Isle, Sully Prudhomrne. Jak oni, ci Parnasjanie, Rostand w każdej rzeczy znajdzie pretekst do zrobienia pięknych wierszy. On sam mówi: „Ot, kapelusz na krześle, można z tego zrobić rzecz piękną, albo komiczną. trzeba tylko umieć to powiedzieć!“ I Rostand umie właśnie powiedzieć tak, ze wzruszy i zabawi. Za wzór obrawszy Szekspira, miesza komizm z tragizmem. Nie Szekspira... źle mówię. On obiera życie za wzór i z niego wyciąga to, co się daje.
Mamy poezję w sobie — oto główna myśl „Romantycznych”. I dobywszy z dwóch serc młodych a zakochanych, taką strunę poezji, rozpiął ją Rostand na srebrnej harfie swej formy i wygrał na niej cały poemat. Nie za-