Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/152

Ta strona została przepisana.

scenie zdawał się drwić z romansowości Sylwetty. Potem dopiero wpadł w ów ton i już utrzymał się w nim do końca. Mówił wiersz bardzo pięknie, tylko trochę zimno — w ostatnim akcie zaś był doskonałym. Strofy do sukienki Sylwetty były nie mówione, a raczej śpiewane tak harmonijnie, tak ślicznie je Tarasiewicz głosem wymodulował. Percinett nie wymaga od artysty wnikania w głąb postaci. Trzeba, ażeby artysta był młody i dał się porwać poetyczności dzieła. P. Tarasiewicz wypełnił i jeden i drugi warunek. Cyzelował wiersz, głos ma piękny, dlatego uczynił wrażenie.
Zakończa owych „pięcioro“ pan Solski w roli Bergamina. To pendant do Pasquinota. I tu inteligencja artystyczna pana Solskiego — jego wielka miara i szlachetny styl, stworzyły sympatyczną postać staruszka, który jest poetą nawet o zmierzchu życia i to poetą wieczystym, nieśmiertelnym, jak dusza ludzka, jak to lepsze, piękniejsze ja nasze, które wczoraj w sali teatralnej odżyło.
Bo wieczór wczorajszy dowiódł jasno, jaką duszą jest dusza lwowskiej publiczności. Nie dano im operetki, dano im operę i czysty brylant poezji. Przyszli, mimo cen wygórowanych — przyszli tak chętnie i cieszyli się rozumieli, zachwycali, poili tym krystalicznym dźwiękiem wierszy, jaki ze sceny płynął.
Wdzięczność należy się dyrekcjci za taki wieczór wdzięczność i uznanie i gdy więcej będzie takich wieczorów, gmach nowego teatru stanie się sercom Lwowian drogi i miły. Chodzić będą, jak do czystej krynicy piękna i powracać chętnie.
Wczoraj, gdy zapadła zasłona na czarujące sceniczne wizje, gdy umilkły głosy tych „pięciorga“, gdy menuet rozwiał się w powietrzu — publiczność z żalem powstała z miejsc i skierowała się ku wyjściu, bo publiczność lwowska jest muzykalna i... romantyczna.