pan Nowacki, ożywiał scenę swym humorem i młodzieńczą werwą, walcząc o lepsze z panną Jankowską, która w roli Dorotki złożyła dowód nowej a sumiennej pracy i była jak wycięta z obrazka ładna i zręczna subretką. Drugą parę młodych stanowili panna Mrozowska i pan Stanisławski.
Panna Mrozowska przekonała nas, że gdy chce, potrafi serjo traktować scenę i grać poważnie, starannie i w bardzo szlachetnym tonie.
Co do pana Stanisławskiego — zdolny ten artysta opracował swoją rolę tak kunsztownie, tyle właśnie zwrócił uwagi na styl i na malarską stronę swej kreacji, że słowa prawdziwego uznania należą mu się za jego pracę. Pani Stachowicz miała piękną toaletę, wyglądała ładnie i mówiła swą niewdzięczną rolę bardzo wdzięcznie. Nie mogę się zgodzić na akcentowanie pana Bednarczyka. Ten artysta robi ze wszystkiego tragedję i wszystkim słowom nadaje tak wielką wagę, iż nuży tem widza.
Gra sceniczna polega właśnie na cieniowaniu. Jeżeli ciągle staramy się szarpać uwagę widza, osiągamy tem przeciwny skutek. Raz jeszcze powtarzam, iż szkoda pracy dyrekcji i artystów. Poszło to namarne — napozór — bo przecież choć kilku widzom zapisało się dobrze w pamięci. A mogło przynieść duże rezultaty, zadowolenie artystom i dyrekcji za spełnienienie obowiązku względem literatury ojczystej.
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/155
Ta strona została przepisana.