dla nas zrozumiały. Jesteś więcej ogólno‑ludzki, mniej „francuski“. — Twój deputowany Lcveau jest typem, który spotyka się wszędzie. Zachwycać się będą.
— Tem lepiej! tem lepiej! A teraz niech mi pani coś opowie o Was, o waszych teatrach, o waszej literaturze. Czy nie zanadto żyjecie w mgłach?
— My? nam żyć w... mgłach — nie wolno!
— Tak, tak — jesteście narodem nieszczęśliwym, musicie mieć w sobie siłę, energję, a nie mglistość, bo inaczej moglibyście się w tej mgle rozpłynąć i zniknąć. A tego się lękacie. Prawda? Zrozumiałem, o co wam chodzi!
Ta rozmowa toczyła się pomiędzy mną a Lemaitrem po jego sukcesie scenicznym — po tym znakomitym utworze „Deputowany Leveau“, który triumfował w Vaudevillu i który pozostanie z pewnością najlepszą sztuką Lemaitre’a.
Nie skorzystano z jego pozwolenia, nie grano „Deputowanego“. Później Lemaitre zaznaczył się jako gryzący ironista w „Przebaczeniu“, w „Tlipocie“, w „Przykrym wieku“, w „Najstarszej“. Jego ironja jest miła do zniesienia. Tragiczną nie jest. Tymi ludźmi Lemaitre’a trzeba pogardzać — nie trzeba się przed nimi trwożyć. To nie potwory — to potworki. Szkoda, jaką ich wady i grzechy przynoszą społeczeństwu, jest niewielkich rozmiarów.
W sztukach Lemaitre’a czuć jego śmiech cichy, drwiący — nie widać nigdy bólu. Ten nie gryzie „sercem“ — on gryzie dowcipem. Nie umie wypowiedzieć się krótko i potrzebuje całych aktów, aby wyszydzić i przeprowadzić raz obrany temat. Jego sztuki to nie bagno, w którem tonie społeczeństwo, to bagienko, gdzie się poruszają, żyją i bawią się pary zwierząt czystych i nieczystych. A że Lemaitre ma nadzwyczajny dar obserwacyjny, więc wypuszcza w to bagienko tyle takich zwierzątek, że aż robi się zamęt i widz, patrząc na to wszystko, nie doznaje jasnego wrażenia. Gubi się w tych arabeskach, w tych epizodach, w tych często klejnocikach, doczepianych jakby w ostatniej chwili. Lemaitre jest wielkim pisarzem, ale brak mu perspektywy teatralnej.
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/160
Ta strona została przepisana.