To mówi na zakończenie sztuki jedna z osób działających. Powinniśmy być — dobrymi — i to dobrymi bez zastrzeżeń, bez subtelności, ot tak, jak bywa dobra, prosta, poczciwa ludzka istota odnośnie do innych smutnych istot. Lecz nikt z owej rodziny profesora Lossatiego nie umiał być tak bezwzględnie, tak prosto, tak czysto — dobrym. Czy byli oni źli? Bynajmniej. Owszem, zdobyli się nawet na heroizm, na krok niesłychanie śmiały w pojęciu przeciętnych filistrów. Proszę osądzić! Syn ich, doktor Hugo, spada z konia i umiera. Przed skonaniem każe do domu sprowadzić swą kochankę, Toni, prostą, zwyczajną szwaczkę i swego nieprawego syna, Frania. I tych dwoje istot bezimiennych i wygnanych kodeksem ze świata ludzi uczciwych, konający oddaje w spuściźnie swoim rodzicom, instaluje ich swoją wolą przy domowem ognisku. Profesorstwo nie sprzeciwiają się temu, wolę syna wypełniają skrupulatnie — metresę i jej dziecko traktują jak najdelikatniej, aż do chwili, gdy dziecko umiera. I potem jeszcze — choć usuwają z domu ową Toni — jeszcze powodują się delikatnością ludzi dobrze wychowanych i czynią to oględnie. Więc ani ów pajac profesor, ani jego bierna małżonka, ani Lulu, ani Anni nie są źli. Oni są delikatni, wyrozumiali — ba... nawet stając
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/168
Ta strona została przepisana.
„Spuścizna“, — Artura Schnitzlera.
„a powinniśmy być tylko dobrymi“