owem milczeniu, wymowniejszem niż słowa, na spojrzeniu sobie w oczy — ów brak jedności czuć się daje więcej, niż w innej. Dlatego rozbierać gry poszczególnej nie będę. Wymienię tylko tych, którzy grali dobrze i ze zrozumieniem autora.
Przedewszystkiem — pan Adwentowicz. Ze swej ryzykownej roli umierającego Hugona, ten młody artysta zrobił arcydzieło uczucia i grozą przejmującego realizmu. Wystudjował agonję i oddał ją wspaniale. Rzadko spotyka się tak piękną, tak doskonałą robotę sceniczną.
W roli Frani wystąpiła panna Nałęcz. Do tej chwili nie miała pola wykazania swych zdolności. A zdolności panna Nałęcz ma i to duże i w szlachetnym stylu. Jej Frania, trochę za mało mająca gracji dziewczęcej w akcie pierwszym, zarysowała się w następnych aktach bardzo jasno, bardzo dodatnio i w opowiadaniu po powrocie od Toni miała panna Nałęcz dużo ślicznej rzewności i delikatnego kolorytu.
W akcie trzecim wybuch temperamentowy był umiejętnie wystopniowany i pozbawiony trywjalności — ostatnie słowa proste i bez afektacji. Pani Bednarzewska mogła być wyborną Toni, niepotrzebnie tylko przybrała ton szorstki. Zapewne chciała w ten sposób zaznaczyć trywjalność Toni, ale tak, jak czyniła to Schrottówna w Burgu, — wystarczyło. Ruch, akcent, dobrany szczęśliwie — to wszystko. Pani Bednarzewska wynagrodziła to jednak mimiczną grą w akcie trzecim Rzadko zdarzało mi się spotkać na scenie tak wymowną, tak przejmującą grę twarzy, jaką miała pani Bednarzewska w owej chwili.
Do tej szczupłej liczby należy mi dodać jeszcze p. Hierowskiego, wybornego doktora Schmidta, pełnego siły i charakteru. Nastroju jednak nie było i być nie mogło. To już rzecz nieuchwytna i pomimo urządzenia sceny, które do najmniejszego drobiazgu było znakomicie obmyślone, pomimo reżyserji wybornej, pomimo starania i pracy ze strony artystów — Schnitzler pozostał niezrozumiałym i wiele jego
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/172
Ta strona została przepisana.